środa, 13 maja 2020

Kopułka z Profiplex

Dzisiaj doszły do mnie za pośrednictwem PP dwie kopuły wykonane z akrylu. Prezent od firmy Profiplex  Jedna nieco większa (60 cm średnicy, 8 mm grubości) druga mniejsza ale grubsza (50 cm średnicy i 10 mm grubości.



Kopułki przeznaczone są na zabudowę nad wewnętrznym stanowiskiem sterowania. Powinny też wspaniale doświetlić wnętrze jachtu. Pierwotnie planowana była kabina przedłużona i podwyższona w tylnej części. Rysunek poniżej.

Ostatecznie jednak lepszym dla mnie rozwiązaniem, łatwiejszym i lżejszym też w wykonaniu, będzie kopułka. Rozważam możliwość montażu dwóch, jedna nad drugą. Da to - poza dodatkową izolacją - mocniejszą konstrukcję. Ostateczna decyzja, czy montować jedną, czy dwie kopułki podejmę ostatecznie, gdy będę miał już gotowy kadłub jachtu.


niedziela, 5 kwietnia 2020

Co jeść podczas rocznego rejsu

Pożywienie jest niezwykle istotne podczas rejsu. Dostarcza nie tylko energii, ale wpływa też na morale załogi ;) Musi być na tyle urozmaicone, żeby się nie znudziło, ale musi też dostarczyć niezbędnych minerałów i witamin.
Dodatkowo, podczas samotnego rejsu non-stop, bez wsparcia z zewnątrz, nie ma możliwości zaopatrzenia się w artykuły żywnościowe "po drodze". Nie można liczyć na to, że podczas rocznego rejsu wyżywię się rybami złowionymi po drodze. Dlatego bardzo istotną sprawą jest zabranie pożywienia, które nie zepsuje się podczas tak długiego rejsu.

Dodatkowym ograniczeniem w przypadku mojego rejsu jest wielkość jachtu. Nie mogę zabrać na pokład puszek czy słoików, bo ogranicza mnie w tym względzie wyporność jachtu. Poza jedzeniem muszę mieć przecież ubranie, żagle, narzędzia, niezbędne wyposażenie i środki łączności.

Ile więc tego jedzenia potrzebuję?
Przeprowadźmy prostą kalkulację. Człowiek wykonujący umiarkowaną pracę potrzebuje od około 2500 kcal do 3000 kcal dziennie. Każdy ma nieco inne zapotrzebowanie, ale tak można założyć. Oczywiście, na południu, gdzie temperatury są niższe, ciało ma większe zapotrzebowanie na energię, a w okolicy równika mniejsze. Jako średnią przyjmijmy więc 2700 kcal. 100 gram pożywienia dostarcza zwykle 330-400 kcal. Tłuszcze dostarczają zdecydowanie więcej, ale nie da się przetrwać pijąc przez rok pół litra oleju dziennie. Żeby więc zaoszczędzić na masie jedzenie powinno być odwodnione, bo woda też waży, a nie dostarcza energii.
 Podliczmy więc 2700 kcal pomnożone przez 400 dni daje 1 080 000 kcal. Zakładając, że moje pożywienie będzie składało się głównie z posiłków o podwyższonej kaloryczności (400 kcal w 100g), daje to 270 kg jedzenia.  670 gram dziennie.

Jak dla tak małego jachtu, jest to sporo. Co prawda, w rejon Ryczących Czterdziestek powinienem dotrzeć po około 100-120 dniach rejsu, co pozwoli zmniejszyć obciążenie o około 70-75 kg, wciąż jest to znacząca waga.

Teraz przechodzę do konkretów. Zdecydowałem, że podstawą wyżywienia będą liofilizaty oraz kompletne jedzenie w proszku. Takie zalewane wodą. Postawiłem na jedzenie marki Huel. Dlaczego takie? Bo żona takie akurat znalazła :)



Do testów dostałem kilka różnych smaków. Mój test nie polegał na całkowitym zastąpieniu jedzenia standardowego tylko proszkiem zmieszanym z wodą, co daje nam takiego shake'a. Początkowo zastąpiłem Huelem śniadania i kolacje, potem śniadania. To dla oszczędności ;) Mam tylko pięć opakowań :)



 100 gram Huela daje 400 kcal. Jest to zarazem wystarczająca ilość do rozmieszania w 0,5 ltr wody. U mnie ta wartość energetyczna jest nieco większa, bo dodaję ze 2-3 łyżeczki cukru. Chociaż sam cukru prawie nie używam (nie słodzę kawy ani herbaty), to jednak Huel bez cukru był dla mnie zbyt mdły. Po dosłodzeniu - jest bardzo dobry :)



Mogę bez problemu funkcjonować na takim jedzeniu przez dłuższy okres. Na razie mój test częściowego zastąpienia jedzenia "normalnego" jedzeniem w proszku trwa prawie dwa miesiące, ale mogę stwierdzić, że nie mam najmniejszego problemu z taką dietą.


Huel robi też batony (50g), które mogą być dobrą przekąską podczas nocnej (czy dziennej też) wachty, gdyby zechciało się spać ;) jeden baton - 200 kcal. Zamiast czekolady, która w tropikach niewątpliwie zamieniłaby się w czekoladę w płynie - bardzo dobre rozwiązanie.



Drugim, również ważnym elementem diety będą posiłki liofilizowane. Liofilizaty nieco różnią się od jedzenia sproszkowanego. Zarówno konsystencją, smakiem jak i sposobem przyrządzenia. Wartość energetyczna jest zbliżona (mówię o wartości energetycznej suchego jedzenia w obu wypadkach). Jednakże jedzenie przynajmniej jednego ciepłego posiłku dziennie będzie z pewnością dobrym urozmaiceniem diety.

Jeszcze parę słów o różnicy w sposobie przygotowania - Liofilizaty trzeba (no powinno się) zalewać gorącą wodą. Wówczas po kilku minutach nadają się do jedzenia. Problemem jest ta gorąca woda - nie w każdych warunkach można ją zagotować. Można też się poparzyć, a na oceanie każda, nawet drobna kontuzja może stać się dużym problemem. Problemy pogłębiają się podczas sztormowej pogody, a akurat wtedy jedzenie jest szczególnie ważne. No i w taki przypadku Huel jest bardzo dobrym rozwiązaniem. Proszek zalewa się zimną wodą. Po zalaniu w shakerze trzeba silnie wstrząsać przez co najmniej 10 sekund a potem odstawić na kilka godzin. Optymalnie, to poranny posiłek zalać wieczorem. Dlatego dobrze jest przygotować sobie więcej shakerów. Przed spożyciem należy ponownie mocno wstrząsnąć. I to tyle. Nie ma problemu z gotowaniem, z maszynką do gotowania, gazem czy benzyną, garnkami, spalinami itd.

 Na pół litra wody dwie miarki proszku

Ja dodaję jeszcze dwie łyżeczki cukru

Wstrząśnięte, nie mieszane ;)

Po kilku godzinach gotowe do spożycia

Huel oferuje dużo różnych smaków, więc jedzenie nie musi być monotonne




Na koniec jeszcze podaję link do artykułu do Spidersweb, gdzie autor przez miesiąc żywił się wyłącznie Huelem. 

https://www.spidersweb.pl/2019/07/huel-jedzenie-miesieczny-test-podsumowanie.html

PS. Każdy może wybrać swoją metodę przygotowania. U mnie ostatecznie najlepiej sprawdziło się częstsze spożywanie w mniejszych porcjach - 300-350 ml wody i jedna miarka 50g proszku z 1-2 łyżeczkami cukru (zależne od smaku). Częstsze spożywanie wymaga większej ilości shakerów ;)

PS2. Huel sprawdzi się również na samym początku podróży, gdy mogą się pojawić nudności spowodowane chorobą morską. U mnie zwykle nie daje to niepokojących objawów. Zwykle muszę więcej jeść, żeby nie było mi niedobrze ;)


SPONSOR

Sponsorem głównym rejsu RTW5 jest firma Vectra SA.


Vectra jest kluczowym dostawcą telewizji kablowej w Polsce.
Wsparcie rejsu RTW5 nie jest pierwszą oceaniczną przygodą, jaką Vectra sponsoruje. Firma wspierała również Romualda Koperskiego podczas jego rejsu nałodzi wiosłowej przez Atlantyk w latach 2016/17 jak również jego lot samolotem AN-2 z Polski do Japonii i z powrotem.

Jestem ogromnie wdzięczny i dumny z tego, że firma postanowiła wesprzeć moje przedsięwzięcie.

Start odłożony na 2021

W związku z ciężką sytuacją na świecie spowodowaną pandemią koronawirusa w obecnej sytuacji wydaje się być niemożliwe zrealizowanie projektu rejsu w latach 2020/21.
Ponieważ zamknięte są porty i mariny praktycznie na całym świecie, nie byłoby możliwe przekazywanie materiałów dla bieżącej realizacji programu dokumentalnego.
Nie bez znaczenia jest również fakt niemożności zawinięcia do portów na trasie, gdyby zmusiła mnie do tego awaria bądź inne okoliczności. Trudno byłoby też wymagać od służb ratunkowych koordynacji jakiejkolwiek pomocy, gdy kraje na całym świecie walczą z pandemią. Byłoby to bardzo egoistyczne i nieodpowiedzialne podejście.
W związku z powyższym postanowiłem przełożyć start do rejsu na wrzesień 2021, a co za tym idzie cały projekt przesuwa się na lata 2021/22.
O decyzji poinformowałem już sponsora głównego, firmę Vectra.

niedziela, 29 marca 2020

O MNIE




O MNIE




W przeciwieństwie do zdecydowanej większości żeglarzy podejmujących się żeglugi na tej trasie nie jestem zawodowym żeglarzem. Owszem, przeżyłem kilka przygód na morzu, ale nie jestem wielkim żeglarzem. Jestem kowalem. Podkuwam konie. To teraz.

Poprzednio imałem się różnych zajęć. Pracowałem jako zawodowy nurek (byłem też instruktorem w Marynarce Wojennej), jako instruktor nurkowania w centrum nurkowym na Morzu Czerwonym, jako stajenny, ale też jako asystent prezesa wielkiego państwowego funduszu inwestycyjnego.

Byłem stewardem na wycieczkowcu na Karaibach i byłem też poszukiwaczem skarbów. Pracowałem jako instruktor off-roadu. Byłem dziennikarzem w PAP oraz fotoreporterem w gazecie codziennej. Przez pewien czas byłem też zatrudniony na pokładzie “Łódki Bols”, w tym i podczas regat Sydney-Hobart w 2001 roku. Wcześniej napisałem, że nie jestem profesjonalnym żeglarzem. Tak, w tym sensie, że nie posiadam żadnych uprawnień żeglarskich. Nazwałbym, siebie raczej poszukiwaczem przygód.

Jestem żonaty i mam prawie 4-letnią córkę. Myślę, że roczne rozstanie z rodziną będzie najcięższym elementem tego rejsu. Dotychczas nigdy nie czułem się samotnie na morzu. Dwukrotnie w samotnych rejsach przepłynąłem Atlantyk. Pierwszy raz na pontonie “Cena Strachu”. Wówczas na pokonanie trasy z Hiszpanii przez Kanary na Barbados potrzebowałem 54 dni. 13 z Kadyksu na Gran Canarię i 41 z Lanzarote na Barbados. Podobną trasę przebyłem w 2016 podczas regat SPA, z Portugalii, przez Teneryfę na Martynikę. Tym razem potrzebowałem 38 dni. Żona wspierała mnie podczas tych regat, podobnie jak i wspiera mnie podczas organizacji tego rejsu. Zawsze mówię, że słucham się żony ;) Kiedyś powiedziałem jej, że zastanawiam się nad rejsem przez Atlantyk na “Piranii” Janusza Maderskiego. Stwierdziła wtedy, że zwariowałem i żebym już lepiej popłynął dookoła świata na “Setce”. No i tak to się zaczęło…

PS. Nie wspomniałem wcześniej, że jako pierwszy opłynąłem pontonem przylądek Horn, ale to jest już całkiem inna historia...




Przygotowania do startu w regatach Sydney Hobart w 2001 roku. Remont jachtu "Łódka Bols" w Melbourne



Jacht "Łódka Bols" na stracie regat ABC w Las Palmas. Trening nowej załogi przed wypłynięciem na ocean

W 2008 roku opłynąłem samotnie przylądek Horn. Jako pierwszy w historii na pontonie.




Śladami legendarnego pisarza i podróżnika Raymonda Maufraise. Dżungla w Gujanie Francuskiej. Miejsce, w którym znalezione zostały jego pamiętniki, na podstawie których powstała książka "Zielone Piekło"




Przelot motolotniami nad Skandynawią do Przylądka Nordkapp. Zdjęcie wykonane nad Finlandią.




Nurkowanie w zalanych podziemiach browaru w Sobótce Górce koło Wrocławia. Poszukiwanie skarbów.




Przemyt ciężarówki rozbitej podczas rajdu Budapest - Bamako 2011. Z Mauretanii do Senegalu. 






Mój ponton "Cena Strachu" na plaży na Barbadosie po szczęśliwym zakończeniu samotnego rejsu przez Atlantyk. Obecnie jest eksponatem w Narodowym Muzeum Morskim.




Eksploracja zasypanej studni pałacowej podczas realizacji kolejnego odcinka programu telewizyjnego Klub Poszukiwaczy Skarbów

JACHT



JACHT


Konstruktorem jachtu "Setka" oraz jego adaptacji do rejsu RTW jest Janusz Maderski. Setka z powodzeniem sprawdziła się w wielu rejsach przez Atlantyk.
Regaty "Setką Przez Atlantyk" odbywają się właśnie na tych jachtach.
Prawdę mówiąc, początkowo miałem płynąć właśnie na “Setce”, na której żeglowałem podczas SPA 2016. Jacht miał być częściowo przebudowany. Trasa miała być również NON-STOP, ale w “łatwiejszym”, wschodnim kierunku. Kiedy podjąłem decyzję o zmianie kierunku rejsu, Janusz przekonał mnie do zmiany jachtu na “Piątkę”. Również jego projektu. Z przyczyn niezależnych ode mnie ten plan nie wypalił.
Jacht miał być budowany w technologii przekładkowej jako one-off z laminatu p-s i herexu.
Jest to technologia za trudna dla mnie. Dlatego wracam do pierwotnego planu i rejsu na nowo zbudowanej "Setce".



Zmiany:
Takielunek zostanie wzmocniony  przez dodanie dodatkowej pary want oraz sztagu - ożaglowanie kuter.
Zmieniony krój grota, który wyposażony będzie w 4 refy.
Powiększony kil - zanurzenie wzrośnie do 1,40 m.
Dwa miecze w równolegle umieszczonych skrzynkach mieczowych w kokpicie.
Dodany skeg i dodatkowy zawias steru.
Mniejszy kokpit, kabina powiększona i wyposażona w kopułę obserwacyjną.
Pod kopułką będzie wewnętrzne stanowisko sterowania.
Ponieważ możliwości doładowywania prądu będą ograniczone, podobnie będzie z wyposażeniem
elektronicznym, które będzie zredukowane do niezbędnego minimum.
Ręczny GPS, Ręczna UKF-ka, lokalizator InReach i/lub YellowBrick.
Zapomniałbym!
Będę miał też PLB oraz Personal AIS. Mam jednak nadzieję, że nie będę musiał ich używać.



Woda, poza żelaznym zapasem w kanistrach (około 50 litrów), będzie filtrowana odsalarką z ręczną pompą (Survivor 35).


Wnętrze jachtu będzie maksymalnie uproszczone. Brak będzie typowego kambuzu czy kabiny nawigacyjnej. Nie będzie też typowych koi. Na rufie i dziobie będą zamontowane grodzie wodoszczelne, zapewniająca niezatapialność jachtu.









Setka A "Quark" na Oceanie Atlantyckim. Start z Teneryfy do drugiego etapu regat "Setką przez Atlantyk 2016".




Trasa


TRASA

Rejs mój planowałem rozpocząć i zakończyć we francuskim porcie Les Sables d’Olonne. Dlaczego tam? Uważam, że jest to dobre miejsce startu. Wiele samotnych rejsów czy wręcz regat zaczynało się
w Les Sables d’Olonne, więc dlaczego i nie mój rejs?

Takie były plany. Jednak, w związku z wybuchem pandemii koronawirusa i zamknięciem portów i marin praktycznie na całym świecie, wydaje się to być niemożliwe do zrealizowania.
Dlatego rozważam również start z Polski.

Po wyjściu na Atlantyk skieruję się w kierunku Wysp Kanaryjskich, gdzie, jeżeli będę miał okazję,
przekażę na morzu na pokład napotkanego jachtu karty pamięci z dotychczas nagranymi materiałami,
które zostaną użyte do produkcji dokumentu telewizyjnego.
Od wysp Kanaryjskich wciąż kierował się będę na południe, przez “końskie szerokości”, równik,
strefy ciszy i zmiennych wiatrów na południowy Atlantyk.

Tutaj, na wysokości Rio de Janeiro będę musiał podjąć decyzję o dalszym przebiegu rejsu.
Podstawowym planem jest rejs non-stop w kierunku zachodnim. Gdyby jednak okazało się,
że przejście Bałtyku i Morza Północnego znacznie opóźniło rejs, będę zmuszony do zastosowania
planu awaryjnego i żeglugi w kierunku wschodnim. Jest to trasa szybsza, więc mogę zdążyć przed
nastaniem zimy na Oceanie Południowym i przed wyczerpaniem się zapasów jedzenia - zapasy mam na 400 dni, ale dwukrotne przejście Morza Północnego oraz Bałtyku może wydłużyć
podróż nawet o dwa miesiące.

Plan pierwotny:
Po osiągnięciu strefy Ryczących Czterdziestek skieruję się na zachód w kierunku Hornu i Cieśniny Drake’a. Tutaj ponownie, jeśli napotkam jakiś jacht lub statek (i pozwolą na to warunki) postaram się przekazać materiały do realizacji filmu dokumentalnego. W tym miejscu powinienem znaleźć się w grudniu, najdalej w początkach stycznia. Jest to właściwy okres do żeglugi na Oceanie Południowym - panuje tam wtedy lato.
Po kilku miesiącach spędzonych na najbardziej nieprzyjaznych i najniebezpieczniejszych wodach na ziemi powinienem dotrzeć do brzegów Nowej Zelandii, gdzie mam już zaaranżowane kolejne spotkanie z przyjaciółmi, którzy mają podjąć kolejną partię materiałów dla telewizji. Od brzegów Nowej Zelandii skieruję się na południe od Tasmanii (z możliwością wejścia na wody Storm Bay, gdyby spotkanie przy brzegach Nowej Zelandii nie doszło do skutku, i przekazania tam materiałów TV). Obecnie jednak biorę pod uwagę rezygnację ze spotkania przy Nowej Zelandii czy Tasmanii, gdyż może to znacznie wydłużyć rejs. Dużo będzie zależało od warunków pogodowych napotkanych na trasie, bo może się tak zdarzyć, że będę zmuszony pożeglować w pobliżu NZ. 

Kontynuując podróż w kierunku zachodnim minę drugi z trójki Wielkich Przylądków - Leeuwin. Wejdę tym samym na wody Oceanu Indyjskiego. Będzie to już koniec lata na półkuli południowej. Moim zdaniem będzie to najtrudniejsza część rejsu. To właśnie na wodach Oceanu Indyjskiego podczas regat Golden Globe Race 2018 utraconych zostało najwięcej jachtów. Podczas żeglugi po Oceanie Indyjskim wciąż będę żeglował w strefie Ryczących Czterdziestek. Nie chcę kierować się na północ, pomimo dosyć późnej pory roku. Na morzu będę już od 8-9 miesięcy. Zapasy jedzenia będą już w znacznym stopniu zużyte. Żegluga trasą północną pod brzegiem Azji i Afryki znacznie wydłużyłaby rejs. Ponadto poprowadziłaby w pobliżu Przylądka Dobrej Nadziei, który słynie z burzliwej pogody i stromych fal. Wiele prób rejsów dookoła świata zakończyło się właśnie tam. Mając to na względzie, chcę minąć południowy kraniec Afryki w odległości przynajmniej 500 mil. Ceną będzie dłuższy okres czasu na zimnych i wietrznych wodach Wielkiego Oceanu Południowego, jak też są nazywane te rejony świata. Natychmiast po strawersowaniu Przylądka Dobrej Nadziei skieruję się w kierunku północnym, do cieplejszych wód i upalnego słońca. Ponownie będę musiał przebyć równik i “Końskie Szerokości”. Dalej, już z wiatrami i prądami w kierunku Azorów. Od Azorów zacznie się finałowy etap rejsu, w kierunku Zatoki Biskajskiej i Les Sables d’Olonne, lub - w przypadku startu z Polski - dodatkowe przejście Morza Północnego i powrót na Bałtyk przez Cieśniny Duńskie i zakończenie rejsu w Polsce.
Całość rejsu może potrwać 11-14 miesięcy i na ten czas będę miał na pokładzie zapasy.

Plan awaryjny:
Żegluga w kierunku wschodnim, trasą nieco dłuższą, bo bez schodzenia do S60 i trawersowanie Wielkiej Trójki w odwrotnej kolejności: Przylądek Dobrej Nadziei, Leeuwin, Horn. Trasa na północ i zakończenie rejsu jak w planie podstawowym, pamiętając, że meta jest w punkcie startu, niezależnie od tego, czy wypływam z Polski czy z Francji. Decyzja o wyborze trasy musi zostać podjęta na wysokości Rio de Janeiro.

Niezależnie od tego, w jakim kierunku ostatecznie popłynę, będzie to rejs non-stop najmniejszym jachtem w historii.

Całość trasy to około 30 tyś mil morskich w przypadku startu z Polski, oraz około 27 tyś w przypadku startu z Francji.



RTW5 - dookoła świata pięciometrowym jachtem



RTW-5

Co to znaczy? RTW jest skrótem od angielskich słów Round The World.
Natomiast “5” odnosi się do długości jachtu, na jakim będę żeglował.
Tak, jacht będzie miał długość zaledwie 5 metrów.

Co więcej Rejs ten będzie odbywał się w formule NON-STOP. Bez zawijania do portów.
Ale to nie wszystko. Rejs będzie SAMOTNY.
Trasa będzie prowadziła wokół trzech słynnych przylądków: Hornu, Leeuwin oraz Dobrej Nadziei, w Ryczących Czterdziestkach. Ale to wciąż nie wszystko.
Rejs prowadził będzie w kierunku ZACHODNIM, pod wiatry i prądy.
Trasą, pod wiatry i prądy, którą zaledwie kilku żeglarzy samotnie pokonało.
Trasą, której nikt nie pokonał samotnie na tak małym jachcie.

Osobiście uważam, że jest to najmniejszy rozmiar jachtu, jakim można dokonać takiego rejsu,
jako że na mniejszym mogą nie zmieścić się zapasy jedzenia i wyposażenia na około roczną
samotną żeglugę. Mój rejs odbywał się będzie w formule bez asysty.

PS. Z uwagi na pandemię CoronaVirusa może się okazać, że będę musiał zmienić punkt startu i mety,
co będzie wiązało się z koniecznością znacznego wydłużenia trasy. Rozważam możliwość zmiany kierunku rejsu na kierunek wschodni, wciąż jednak w Ryczących Czterdziestkach. Więcej o tym we wpisie "Trasa"